„ Przymiotnik”


Dzisiaj Basia postanowiła odwiedzić swoją ciocię Weronikę. Na niebieskim niebie nie widać było żadnej chmurki.
- Dzień dobry ciociu! – zawołała już od progu.
- Dzień dobry Basiu! Jak tam w szkole?
- Dobrze.
Czy ciocia mogłaby mi opowiedzieć jakąś ciekawą historię? – zapytała z nadzieją dziewczynka.
- Tak. Opowiem Ci o tym co wydarzyło się dawno temu w mojej klasie.
Była połowa marca. Nikomu nie chciało się myśleć o nauce. Temperatura raz była wysoka raz niska. Czasami w czasie długich przerw pozwalano nam wychodzić na podwórze i boisko. Boisko było duże i miało kształt kwadratu. W mojej klasie był chłopak który nazywał się Tomek. Był średniego wzrostu, miał niebieskie oczy i czarne włosy. Nazywaliśmy go Wesoły Tomek, ponieważ uwielbiał opowiadać żarty. Na lekcji j. polskiego zawsze nas rozbawiał przez co nie uważaliśmy. Podczas jednej z lekcji powiedział taki śmieszny kawał, że pani postawiła go do kąta. Następnego dnia mieliśmy lekcję poświęconą przymiotnikowi. Na końcu pani zapytała Tomka:
- Tomku, co to jest przymiotnik?
Nie odpowiedział, więc spróbowała inaczej.
- W takim razie, przez co odmienia się przymiotnik? Znowu się nie odezwał, a pani pokręciła głową.
- Dzisiaj wstawiam Ci minusa, a jak się nie nauczysz to dostaniesz jedynkę. Czas żebyś zabrał się do pracy. Na następnej lekcji pani ponownie go zapytała:
- Tomku, co to jest przymiotnik?
- To jest odmienna część mowy- odpowiedział.
- Dobrze, a na jakie pytania odpowiada przymiotnik?
- Jaki ?Jaka? Jakie? - Dobrze.
Przez co odmienia się i co określa?
- Odmienia się przez przypadki, liczby i rodzaje. Określa rzeczownik i jego cechy, znamiona i właściwości.
- Tomku, powiedz mi co jeszcze jest charakterystyczne dla tej części mowy? -
Stopniowanie przymiotników – odpowiedział Tomek.
Podaj przykład?
- Drogi, droższy, najdroższy.
- Brawo Tomku, mogę ci postawic piątkę.
Dobra ocena i uznanie pani zmieniło Tomka- powiedziała ciocia. Od tego czasu nie przeszkadzał już na lekcjach, a wesołe żarty opowiadał nam na przerwach.
- Dziękuje Ci ciociu za tę historyjkę.
- Do zobaczenia – powiedziała Basia.

Danusia Kosior kl.VI e


Adam Bugnacki
kl. IV B
Pinokio w Miasteczku Karabinierów

    Pewnego razu Pinokio spacerował po ulicach Krainy Pracowitych Pszczół, gdzie spotkał Świerszcza, swojego doradcę. Kiedy Świerszcz zauważył pajaca starał się go zawołać, lecz jego głos był bardzo cichy. Toteż zaryzykował i postanowił wskoczyć na ramię marionetki. Pinokio zdezorientowany zapytał: - Co ty robisz Świerszczu? Przestraszyłeś mnie. - Przepraszam, ale mam bardzo ważną wiadomość Pinokio zainteresowany usiadł na ławkę i zapytał: - A cóż to za wiadomość? - Wróżka znajduje się w Miasteczku Karabinierów, ma tam swój nowy dom. - Cóż za szczęście mnie spotkało, nareszcie zobaczę Wróżkę. Hurra! – odpowiedział uradowany pajac. Poczym wstał z ławki i szybko pobiegł w stronę portu. Świerszcz chciał mu jeszcze udzielić kilku wskazówek, ale nie zdążył.
    Kiedy Pinokio znalazł się w porcie natrafił na bosmana jednej z łajb. Pinokio zapytał ile kosztuje przepłynięcie stąd do Miasteczka Karabinierów. Bosman odpowiedział, że będzie go to kosztowało cztery soldy. Pajac właśnie tyle miał i zdecydował się skorzystać z usługi bosmana. Kiedy dopłynął do miasteczka jego oczom ukazała się potężna forteca. Pinokio był bardzo ciekawy, co znajduje się za jej murami. Jednak najpierw zaczął pytać mieszkańców miasteczka, gdzie znajduje się dom Wróżki. Jeden z nich odpowiedział mu, aby udał się w stronę ulicy gen. Cozzetiego i tam znajdzie jej dom. Pajac podziękował za informacje i szybkim krokiem udał się we wskazanym kierunku. Wróżka, kiedy ujrzała Pinokia bardzo się zdziwiła, ale zaprosiła go do domu. Wtedy pajac opowiedział jej jak dostał się do miasteczka.
    Następnego dnia drewniany chłopiec zgodnie z prośbą Wróżki udał się po wodę do pobliskiej studni. W pobliżu studni zauważył bijących się dwóch chłopców postanowił, więc natychmiast ich rozdzielić. Działanie pajaca zauważył karabinier, który pomyślał, że to Pinokio wywołał kłótnie, dlatego zdecydował się zaaresztować pajaca. Tłumaczenie marionetki nic nie pomogło. Karabinier zaprowadził chłopca do fortecy. Pinokio był bardzo zmartwiony tą sytuacją, ponieważ nie wiedział, co stanie się z nim dalej. Na szczęście z opresji uratowała go Wróżka, która zaniepokoiła się długą nieobecnością Pinokia i postanowiła poszukać go w mieście. Pajac uradował się, kiedy zobaczył Wróżkę błagającą generała o wypuszczenie marionetki. W końcu Pinokio odzyskał wolność i razem z Wróżką udali się do domu.
W taki właśnie sposób Pinokio dowiedział się, co znajduje się za murami fortecy.


"Wakacje Jerzyka" - opowiadanie z homonimami Adrianny Spychalskiej IV F


Agnieszka Bożek kl.IVa
Legenda o Kubie pogromcy dinozaura

    Na niewielkim wzgórzu niedaleko szerokiego koryta Wisły stał zamek króla Krakusa. Niestety podwładni troskliwego króla nękani byli przez złośliwego i tłustego dinozaura. Szczególnie zasmakował on w kotach, które już prawie w grodzie wyginęły i pełno było wszędzie myszy i szczurów. Pewnego dnia król wezwał swoich poddanych.
- Ten kto pokona dinozaura otrzyma pół królestwa i moje dwa najpiękniejsze konie ze stajni!
    W stajni u króla pracował ubogi pomocnik Kuba. - Muszę coś zrobić, bo szczury zbyt dokuczają mi w stajni - powiedział do siebie Kuba. - Już wiem! Zastosuję gaz paraliżujący własnej produkcji z końskiego ziela. Sporządził miksturę, zaszył ją w atrapę kota i zostawił nad Wisłą. Rankiem wygłodniały dinozaur rzucił się na przynętę. Pochłonął ją bez zastanowienia i zaczął pęcznieć.
- Zanosi się na niezły huk - powiedział do siebie zadowolony Kuba. Ale gad nie pękł. Napęczniał, wzniósł się jak balon nad grodem i odleciał z wiatrem.
- Hura! Wiwat Kuba! - wiwatowali mieszkańcy grodu. - Kubo, przyjdź do zamku i odbierz nagrodę - zaprosił król. - Jaką nagrodę? - spytał Kuba - Ja nic nie wiem o nagrodzie.
    I tak ubogi pomocnik, mimo że nie robił nic dla zysku został największym bogaczem w królestwie.


Kasia Gałka kl. Va
Tajemniczy księżyc

    Pewnego wieczoru Grażynka nie mogła zasnąć, więc postanowiła wybrać się na spacer wraz ze swoim żółwiem Błażejem.
    Podczas przechadzki spotkali znajomą żabę Bożenę. Dalej podążali już w trójkę.
    Nagle, znaleźli się na rozświetlonej żółtym światłem polanie. Grażynka podniosła oczy do góry i zauważyła dziwnie duży księżyc. Na jego widok żółw i żaba zaczęli wykonywać różne, dziwne ruchy. Zachowywali się tak, jakby byli w hipnozie. Grażynka próbowała z nimi rozmawiać, ale na nic zdał się jej wysiłek. Zwierzątka tanecznym krokiem przemieszczały się w stronę lasu.
    - Co na nie tak wpłynęło? - rozmyślała gorączkowo dziewczynka podążając za swoimi przyjaciółmi.
    Po jakimś czasie, Grażynka ujrzała następną polanę. Nie była ona tak duża jak poprzednia, ale za to sprawiała wrażenie czarodziejskiej. Dokładnie na jej środku stał wysoki pień. Kiedy tam podeszli, dziewczynka zauważyła na nim odbicie księżyca, Błażeja i Bożenki.
    Nagle Grażynka obudziła się. Był już ranek. Zeszła ostrożnie na śniadanie, by nikogo nie obudzić. Nie zważając na mżawkę, postanowiła odszukać miejsca występujące we śnie. Nie mogła jednak ich znaleźć, choć bardzo uważnie rozglądała się po okolicy.
    Wydarzenia z ostatniej nocy nie dawały jej spokoju. Czyżby księżyc był czarnoksiężnikiem?


Maciej Słomiński kl. VId 2009

Zamiana
opowiadanie fantastyczne


    Pewnego dnia w Gmaszysku na terenie zamku, obok którego były Mokradła Marman i Wielka Puszcza, Sarze Heap urodził się siódmy syn, którego nazwała Septimus.
    Doświadczona położna zajmowała się Septimusem. Zaś jego ojciec Silas Heap - czarodziej zwyczajny, zbierał zioła dla swojego małego synka . Nagle coś w śniegu poruszyło się, Silas dzięki swojej mocy usłyszał bicie jakiegoś małego serca. Kiedy odgarnął śnieg zobaczył małe dziecko o fiołkowych oczach owinięte chustą.
Ale to dziecko wydawało się jakieś inne, zdawało się, że ono widzi rzeczy, których żadne stworzenie nie powinno widzieć.
    Kiedy Silas wracał do zamku śpieszył się. Chciał zdążyć przed zachodem słońca, bo wtedy strażnik Grinde zamykał bramę i otwierał ją dopiero o wschodzie słońca. W ten sposób strażnik chronił zamek przed rosomakami, wilkołakami i wiedźmami.
- Witam Silasie, właśnie miałem zamykać - powiedział Grinde.
- Aha - odpowiedział Silas i wręczył Grindowi małą miedzianą monetę.
    Grinde ponuro spojrzał na monetę i mruczał.
- Marcia Ornwersard też tu przed chwilą przechodziła i dała mi pół korony. No, w końcu jest teraz czarodziejką nadzwyczajną, więc ma pieniądze.
- Co?! Wykrzyknął Silas. - Ona czarodziejką nadzwyczajną, a co się stało z Altherem?
    A kiedy Silas krzyczał, dzieciątko poruszyło się niespokojnie . Dlatego Silas, nie czkając na odpowiedź, pośpiesznie udał się do Gmaszyska, kiedy nagle fioletowa postać zastąpiła mu drogę. Marcia Ornwersard w fioletowym płaszczu i platynowo-złotym pasie wyglądała dostojnie. Zanim Silas zdążył coś zrobić ona powiedziała:
- Urodziła się wam, zrozumiano!
- Tak - odpowiedział Silas, zanim zdążył cokolwiek pomyśleć.
    A tymczasem w Gmaszysku, kiedy nikt nie patrzył, starsza położna posmarowała usta Septimusa narkotykiem, który miał go uśpić. Następnie próbowała wyjąć chłopca z rąk Sary, lecz ta nie ustępowała. Matka próbowała tchnąć w niego życie, lecz gdy dotknęła jego ust sama doznała efektu narkotyku i zasnęła. Wokół niej zgromadziło się jej sześciu synów Jojo, Fred, Simon, Edrick, Sam i Nicko. Lecz w tym momencie w drzwiach stanął Silas,
ale położna odepchnęła go i krzyknęła:
- Nie żyje!
    Ale kiedy Silas pokazał Sarze dziecko, które przyniósł przestała obwiniać się o śmierć Septimusa. Okazało się,
że dziecko które znalazł Silas to dziewczynka, więc nazwali je Jenna.
    Po krótkim czasie bracia zapomnieli o swoim zmarłym bracie, ponieważ jego miejsce zajęła Jenna. Sara i Silas nigdy nie zapomnieli o swoim siódmym synu i o tym w jaki sposób został im odebrany. Zaś Septimus na pół żywy zabrany przez położną, miał zostać uczniem mrocznego maga Dom Daniela. Położna, która słynęła ze swojego roztargnienia nie zauważyła, że włożyła Septimusa do kołyski, w której było już jakieś dziecko. Po chwili wyjęła inne dziecko, które miało na imię Mertin i oddała je Dom Danielowi. A Septimus trafił do Armii Młodych, czyli do najgorszego miejsca dla dziecka.
    Właśnie te zdarzenia sprawiły, że Jenna i Septimus zamienili się miejscami, ale ich losy połączy jeszcze nić przeznaczenia.


Zuza Piątek kl.IVc 2010 r.

    Żył sobie kiedyś w miłym domu zamek od drzwi Zamuś Zamkowy. Pewnego dnia został zgubiony podczas wyprowadzki.
Od tamtej chwili szuka swoich właścicieli i przyjaciół: drzwi Drewka i klucza Hani. Podczas podróży nasz zamek zwiedził różne państwa, gdzie poznał nowych kolegów. Był już w Anglii,
gdzie spotkał swojego wujka, Zamka Królewskiego, od którego dowiedział się, że jest on bardzo szanowanym i dostojnym zamkiem. W Egipcie na plaży znalazł swojego kuzyna,
który był zamkiem z piasku. Po wielu przygodach Zamuś wrócił do starego domu i zadzwonił do drzwi. Przez szparę ujrzał mały zamek błyskawiczny na kamizelce u pięknej pani.
Zamek ów wyjawił mu, że nie spotkał tu poprzednich właścicieli. Zamuś bardzo się zmartwił i nadal chodzi po świecie i szuka swoich przyjaciół. Mogę wam zdradzić, że wkrótce znajdzie przyjaciół i czekają go różne przygody.

     Tamara urodziła się w Małgobeku, w Rosji. Miała mamę, tatę oraz dwóch braci. Jeden z braci (ten młodszy) był starszy od Tamary o 9 lat, a starszy o 11. Tata Tamary miał korzenie gruzińskie, a mama była rdzenną Rosjanką. Mama Tamary miała gruźlicę, więc musiała się leczyć. Znalazła sanatorium w Ciechocinku i wyjechała tam na miesiąc. Po powrocie ustaliła ze swoim mężem o wyprowadzce do Polski. Tamara miała wtedy 11 lat. Dwóch jej braci studiowało w Toruniu, a ona chodziła do podstawówki w Ciechocinku. Co tydzień była z rodziną w cerkwi.
     Tata Tamary był lekarzem, więc zatrudnił się w sanatorium. Raz w roku Tamara wraz z rodziną jeździła do Tibilisi, do dziadków Tamary i raz w roku do babci Tamary do Małgobeku. Starszy brat Tamary w wieku 27 lat ożenił się z Polką i wyjechał do Warszawy, a młodszy będąc singlem, wyjechał do Kaliningradu i został żołnierzem. Tamara nie wyjechała, tylko została w Ciechocinku. W wieku 25 lat uczyła oraz dawała korepetycje z rosyjskiego.

Filip Maniński kl. Vd 2013 r.

"Głowa w chmurach".
     W tym roku do naszej klasy dołączył nowy kolega. Ma na imię Jacek. Jest wysoki i szczupły. Ma blond włosy i zielone oczy. Od samego początku wydawał nam się inny, ale polubiliśmy go, bo ma zawsze oryginalne pomysły. Ciekawi go świat i w związku z tym przytrafiają się mu różne przygody, które są powodem jego szkolnych kłopotów.
     Interesuje się matematyką i kosmosem, dlatego wszystko mierzy, przelicza i obserwuje. Często spóźnia się na lekcje, ponieważ np: mierzył krokami długość drogi lub sprawdzał ile osób wsiada do autobusu. Idąc do szkoły często potyka się na drodze, bo patrzy na niebo, obserwuje słońce i gwiazdy.
     W klasie też zazwyczaj patrzy w okno, rysuje planety lub zadaje mnóstwo pytań. W jego tornistrze czasami zamiast zeszytów znajdują się przybory do mierzenia, liczenia, luneta i książki o kosmosie. Jacek nie uważa na lekcjach i dlatego dostaje słabe oceny.
     Jednak my lubimy Jacka. Chętnie słuchamy, kiedy opowiada nam ciekawostki o planetach i kosmosie.

Grzegorz Kowalczyk kl. IV d 2013 r.


Hejka, nazywam się Zenon. Jestem dębowym łóżkiem w Domu Sierot prowadzonym przez Janusza Korczaka.

Był spokojny, słoneczny dzień, gdy nagle usłyszałem głos Józka, którego łóżko to mój przyjaciel, oraz głos jakiegoś nieznanego mi dotychczas chłopca. Dziwne. Do tej pory myślałem, że znam wszystkie dzieci z sierocińca. Drzwi otworzyły się. Do pokoju wszedł Józek, o którym zresztą już wspomniałem i chłopiec, który choć był tu nowy nie zachowywał się nieśmiało. Pamiętałem inne dzieci, które wchodziły powoli przez drzwi, tuląc misie lub poduszki. Podczas moich rozmyślań chłopcy prowadzili rozmowę, z której udało mi się wychwycić cztery słowa: To – będzie – twoje – łóżko. Józek mówiąc to wskazał na mnie. Przeraziłem się, bo chłopiec ten nie wyglądał mi na spokojne dziecko snujące tęczowe sny, o motylach i słońcu, lecz na nadpobudliwego dzieciaka, kręcącego się, wiercącego, koszmarnego potwora! Nagle Józek zawołał: - Szloma obiad!

Pobiegli prędko do stołówki, a ja gdybym mógł, schowałbym się to czarnego kącika, by nikt mnie tam nie znalazł. Pomyślałem sobie: - Jestem mężczyzną nie wypada się mazać!

Ta myśl trochę mnie pokrzepiła, ale nadal obawiałem się pierwszej nocy spędzonej ze Szlomą. Gdy tylko przysnąłem, Szloma zaczął się wiercić. Obudziłem się i nie spałem całą noc. Żeby jeszcze tego było mało, Szloma nie pościelił mnie idąc na śniadanie. Po posiłku zaczął po mnie skakać. Dokładnie tak samo minęły mi kolejne dwa dni. W końcu postanowiłem zamienić się z nim rolami. W nocy jak się wiercił, ja trzeszczałem, nie naciągałem już po nim pogniecionego prześcieradła, a gdy na mnie skakał wydawałem odgłosy podobne do pękania drewna. Ale to ostatnie nie przyniosło dobrych rezultatów. Albowiem chłopiec poskarżył się Panu Doktorowi, który oddał mnie do tartaku. Po pewnym czasie znów spotkałem Szlomę, ale tym razem jako nowe biurko Józka, a całe dnie spędzałem na współczuciu łóżku, na którego miejscu kiedyś byłem…

Jaśmina Kaletowska kl.Vd 2013


Dzień dobry!
     Nazywam się Stefan Łóżkowski jestem łożkiem. Zostałem zaprojektowany przez Eustacha Żukowskiego.
    Przez dwa miesiące nikt na mnie nie spał,więc nie jestem do nikogo przyzwyczajony. Spały na mnie dwie osoby.Podczas pierwszej nocy każdej osobie robiłem psikusy. Osoby te skarżyły się panu doktorowi, a on na to, że łóżka nie robią psikusów, lecz w tym Domu Sierot jest inaczej.Pierwszą osobą,która na mnie spała to Marek Lis. Mój kawał dla niego polegał na włożeniu w poduszkę kostek lodu.
    Drugą osobą była:Wiesława Żabska,mój żart polegał na włożeniu żaby do jej szafki. I po dwóch miesiącach przyszedł chłopiec imieniem Szloma Fajgel. Słyszałem Józka,który go oprowadzał i już wiedziałem,że zaraz wejdą do sypialni,gdzie dwa miesiące nikt nie przychodził,nie licząc sprzątaczki Jadzi.Wiedziałem dlatego,bo zostłem tylko ja, Puchacz i Zepsuty Bob. To pseudonimy,ich imiona są ściśle tajne. Żart dla Szlomy był idealny,ale z moim wiekiem było coraz ciężej, miałem już 10 lat. Plan był taki,że gdy chłopiec położy się, zadzwoni budzik,który będzie dzwonił przez całą noc. Ostatecznie wszystkie potrzebne rzeczy zebrałem. Szloma był inny niż jego poprzednicy. Był grzeczny,więc pomagałem mu się przyzwyczaić do nowego domu,a dopiero później zrobię mu psikusa.

Bartek Kulesza kl.V d 2013

Pamiętnik

Wczoraj 6.03.2014, około godziny dziewiątej zaczęła się lekcja polskiego.

Pan Węsiora opowiadał nam o pamiętniku. Jak się go pisze, po co i co można w nim uwzględnić. Zadał nam pracę: “Napisz pamiętnik z dzisiejszego poranka”, a pod koniec lekcji powiedział: “Jutro będziemy pisać pamiętnik od momentu wyjścia z sali”.

W związku z tym ja i Daria nie chciałyśmy wyjść z klasy. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, niestety, Ola wyciągnęła mnie z stali. Poszłyśmy do sali od angielskiego. Zajęcia z tego języka minęły dość szybko.

Po dzwonku na przerwę ja i Olcia poszłyśmy do szatni. Jak zwykle pani Ula zamknęła szatnię w złym momencie. Ubieramy się. Stoję z Olą i rozmawiamy, a tu nagle ... trach! Filip i Kuba zdjęli nam czapki. Ola chciała się odwdzięczyć Kubie, zresztą ja też, i zdjęła mu czapkę. Mi nie udało się to samo z Filipem. Kuba oskarżył Olę o zrobienie mu mikro dziurki w czapce. Ola protestowała, a Kuba dalej swoje. Idziemy na przystanek. Mikro-dziurka stała się dziurą. Jesteśmy na przystanku. Konrad się wygłupia i stoi blisko torów, co za bezsens. Ej! - Filip znowu zabrał mi czapkę.

Oddaj to! - powiedziałam. Zrobił głupią minę i oddał czapkę.

Wsiadamy do tramwaju. Ja i Ola gramy w tak i nie. Czas wysiąść z tramwaju. Cała klasa idzie naprzód. Stop. Pellowski. Pani Tomaszewska wchodzi do Pellowskiego, gdzie jak sądzę jest pani Kumiszczo. Chwilę rozmawiają.

Po krótkiej chwili pani wychodzi z cukierni i dzwoni do drzwi obok. Znowu dzwoni, próbuje otworzyć drzwi. Zamknięte. Po jakichś dziesięciu próbach pani udaje się otworzyć drzwi.

Wchodzimy po bardzo długich schodach. Na samej górze spotkaliśmy takiego niskiego pana, który nam powiedział, a właściwie wskazał, do której sali mamy wejść, szatnię i salkę ze sceną. Rozebraliśmy się z kurtek, następnie poszliśmy do salki z krzesłami i sceną. W środku było z dziesięć żyrandoli, osiem lamp naściennych i kilka mini reflektorów. Salka ta okazała się dużo mniejsza niż ją sobie wyobrażałam. Myślałam również, że będzie więcej ludzi, a nie dwie klasy i kilka osób “przypadkowych”. Na scenkę wszedł ten pan, który wskazał nam szatnię i oznajmił: “Solo zagra Kamilka, potem jeszcze z fortepianem oraz zagra jeszcze dziewczyna, … a i trio”. Nie wiem czy na pewno to powiedział, bo mówił dosyć niewyraźnie i szybko.

W każdym razie po tych słowach wyjrzał za zielone drzwi i zawołał kogoś. Zza drzwi wyszła dziewczyna, czternastoletnia ze skrzypcami. Grała bardzo ładnie. Jak dla mnie jednak za bardzo klasycznie. Po drugiej klasycznej melodii w wykonaniu Kamilki zaczęło mi się nudzić. Nagle ktoś kopnął moje krzesło.

Natalia! - szepnęłam do siedzącej za mną Natalii. Uśmiechnęła się tylko, a ja przewróciłam oczami i odwróciłam się.

Natka kilkakrotnie powtórzyła kopnięcie w krzesło. Lecz trochę czasu przed rozpoczęciem powtórki z rozrywki, do dziewczyny dołączyła pani grająca na fortepianie. Po zakończeniu czwartego (bodajże) utworu Kamilka opuściła salkę, a zamiast niej weszła inna dziewczyna.

O jeny ! - pomyślałam.

Jej utwory był równie nudny, więc zaczęłam patrzeć w sufit na te wszystkie żyrandole. W pewnym momencie spojrzałam na sufit i … wydawało mi się, że spada. Patrzyłam, a właściwie wpatrywałam się w sufit przez cały następny utwór. Gdy melodie została zakończona, pan powiedział kilka słów o trio, po czym “Kamilka” i jeszcze dwie dziewczyny weszły na scenę. Melodie zagrane przez ich trójkę były łatwiejsze do słuchania. Po kilku ich utworach koncert się skończył. Wszyscy przeszli do szatni, aby się ubrać. Wyszliśmy.

Idziemy na przystanek tramwajowy.

A co to? Ojej to piesek przechodzi są przez ulicę...

Oj! prawie, mało brakowało, a wpadłby biedaczek pod samochód. O, jakaś pani wysiadła z auta i przegoniła go z drogi. Piesek uratowany.

Konrad! - rozległ się krzyk pani. No tak - Konrad wlazł na tory. Jak tak można ! Tramwaj. Czas wsiadać. Jedziemy do szkoły.

Jesteśmy pod budynkiem szkoły.

Ja Aleksandra i Natalia idziemy do szatni, by się przebrać i zjeść obiad.

Za nami przyszła Jaśma i Zosia. Obiad składał się z ziemniaków i kotleta. Obie rzeczy były zimne. Wracamy z obiadu. Podchodzimy do szatni, próbuję ją otworzyć, lecz ...

- Dziewczyny wy wiecie, że jesteście zamknięte? - Powiedziałam do siedzących w szatni Zosi Jaśminy. Zdziwiona Jaśma podeszła do drzwi.

Za nią Zosia. Próbowały otworzyć szatnie. Zauważyłam panią Ulę, więc krzyknęłam - Proszę pani!

Może pani otworzyć?!

Usłyszałam odburkniętą odpowiedź - Zaraz.

Po kilkunastu minutach ja i Natalia Stanek poszliśmy do pani Uli.

- Co pali się, że trzeba otworzyć “już”!?! - burknęła pani Ula.

Ale pani zamknęła nasze koleżanki! - na te słowa pani Ula spytała tylko o numer szatni i dała nam kluczyk. Pobiegłyśmy do niej i otworzyłyśmy drzwi dziewczynom, które zaczęły udawać, że dopiero mogą oddychać. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że mam gitarę i poleciałam na górę. Po lekcji gitary czekam na chór. Na chórze śpiewaliśmy piosenki, których powinnam była się nauczyć, a zapomniałam. Ups …

Chór się skończył i poszłam do szatni, aby znaleźć Natalię B., bo chodzi ze mną na dodatkowy angielski.

Czekam … czekam ... czekam... i nic. Postanowiłam, że poczekam przed salą. Dziesięć minut spóźnienia … tik tak …. Natalii i pani nie ma. Już zaczęłam myśleć czy nie iść do domu, a tu nagle obie się zjawiły :)

Po angielskim nie działo się już nic ciekawego.

Mam nadzieje, że jutro będzie jeszcze fajniej i ciekawiej !



Ula Haber VD 2014r.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kamil Wilczewski kl.IVc 2018r.

Kosmiczna podróż

Był sobie kiedyś chłopiec, który marzył o podróży kosmicznej. Chciał polecieć na planetę Merkury. Pewnego dnia wziął udział w wiedzy o kosmosie i zajął w nim pierwsze miejsce.

Wygraną była wycieczka na jego ulubioną planetę – Merkury. W czasie podróży statkiem kosmicznym, podziwiał planety i gwiazdy. Po wylądowaniu, przywitał go mały zielony mieszkaniec planety, który nazywał się Bobo. Dowiedział się od niego,

że Merkuranie żyją podobnie jak ludzie na Ziemi. Zakupy robią w sklepach, wieczorami chodzą do kina i teatru, a małe dzieci do szkoły i tak jak on uczą się czytać i pisać. Najbardziej spodobały mu się ich samochody,

które nie jeżdżą po ulicach, tylko latają w powietrzu. Na koniec jego podróży pożegnał się z Bobo i zaprosił go do siebie na Ziemię. Podróż ta długo pozostanie w jego pamięci i będzie czekał na swojego przyjaciela.